czwartek, 4 sierpnia 2016

ŚDM na gorąco!

How great is our God…
Odkąd przyjechałam, słowa tej pieśni i muzyka z koncertu  Klik! towarzyszą mi nieustannie.

   Słyszałam wiele, że będąc non stop w 300 osobowym chórze na pewno się pozabijamy, że będziemy mieli dość, będzie płacz i lament. Nawet pobożne zakonnice miały takie wizje! :D 
Jak zatem rzeczywiście wyglądał ŚDM od mojej strony, czyli od strony wolontariusza, członka chóru ŚDM? Było wiele trudu, ale wraz z dobrymi działaniami idą też te trudne emocje, co nie znaczy, że nieznośne.

Eliza dzięki za PrtSc :)


Był płacz – wielogodzinne czekanie na przepustki od Biura Ochrony Rządu, w słońcu i bez wody dały się we znaki. Gdy weszliśmy po 3 pierwszych godzinach czekania na scenę, nie wiedzieliśmy, że to tylko na chwilę – trwała ona godzinę i upłynęła na nieustannym śpiewaniu krótkiej frazy „Jezu ufam Tobie”… Po tej "miłej" odskoczni zostaliśmy wyprowadzeni na trawę jak baranki, które wypasano aż do końca tego zapowiadającego się pięknie dnia :) Po tym wszystkim wystarczyło zwyczajne i uprzejme „możesz się przesunąć” bym rozkleiła się totalnie. (Swoją drogą po raz kolejny poznałam funkcjonowanie mojego organizmu: kiedy ja uważam, że nie jestem zmęczona, moje ciało wie lepiej).

Był płacz – zachwytu. Najgorzej gdy przychodził on w chwili, gdy kręciła się ekipa TVN. Ludzie śpiewają a Sikorska siedzi  w pierwszym rzędzie z głową w rękach, nie nutach i wyciera oczy myśląc sobie: „Mam to po mamie” :P 

   No bo wyobraźcie sobie – stoicie na scenie, widzicie piękne niebo, później tysiące zapalonych świec, uczestniczycie w idealnie zaplanowanym czuwaniu, towarzyszy Wam wspaniała muzyka… 
Albo moment uczestnictwa we Mszy nie w kościele jak zawsze, ale w garderobie chóru, albo na trawie, gdzie w oddali słyszeliśmy śpiew tej części chóru, która dostała się z przepustkami na drugą stronę bramy :) Ojj jaka to była dla nas lekcja pokory i gryzienia się w język!

Nie wiem czy są osoby z naszej ekipy, które nie zwróciły się do Najwyższego w tych chwilach.

   I tutaj wyłania się pierwsze działanie Boga - poprzez piękno.  
Drugie było w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że będę „totalnym nieporozumieniem”, jeśli nie rozwinę swojego talentu. Już za długo to odwlekałam, ale o tym napiszę kiedy indziej.

   Te dwa tygodnie były przepełnione pracą. Nie wiem czy ciężką (taką było dla mnie dźwiganie waz z rosołem na wiejskich weselach). Było intensywnie i czasem wracałam rzeczywiście padnięta. Jednak nie byłam na tyle wykończona, żeby zrezygnować z przechadzki po Rynku, by przez cały ten spacer patrząc na tłumy młodych  uśmiechać się od ucha do ucha. 

Każdy na swój sposób promował swój kraj


W różnych częściach miasta można było natknąć się na wiele koncertów


"Zjeedlii wszyystkie..."

Nawet nam udało się zrobić zdjęcie! :)



Czas mojego pobytu na ŚDM nie składał się tylko z prób śpiewu i spacerów.

  Gdy dowiedziałam się, że przed próbami będzie możliwość uczestnictwa we Mszy Świętej, stwierdziłam, że zewangelizuję się porządnie. Na co dzień niestety mi się to nie udaje, a powód jest ten sam przez który nie ćwiczę z Chodakowską.

   Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym wielkim święcie młodych, widzieć jak jest organizowana tak duża impreza na skalę światową! ŚDM minęło mi jako wielkie święto młodości i radości! Widać to było nie tylko przy pomniku Mickiewicza, ale również w komunikacji miejskiej, na Błoniach, Brzegach i właściwie to na każdej nawet najmniejszej uliczce Krakowa :) To wydarzenie było dla mnie trochę jak Lednica, ale na o wiele większą skalę. 
Mnogość obcokrajowców zmotywowała mnie do nauki języków (nawet teraz tworząc  ten post piszę po angielsku z kolegami z Tanzanii i Meksyku, przy okazji ucząc się hiszpańskiego). 

Koleżanki z Argentyny zgubiły plakietki wolontariusza i z chęcią im pomogłyśmy:)

Ten chłopak ze Stanów jako pierwszy w życiu powiedział mi, że mam świetny angielski! :D

Tanzańska bransoletka!

Mój nauczyciel hiszpańskiego :)

Mistrz rolek i nauczyciel łamacza językowego: "Tres tristes trigres"
Przyjaciele z Niemiec - Katja i Maik

Poruszyła mnie liturgia – dopracowany był każdy szczegół, wszystkie elementy miały swoje znaczenie. Nie tylko muzyka, ale też treść modlitw, używane języki, pokazy multimedialne podczas nabożeństw.

   Z perspektywy chórzystki widziałam ogrom pracy dyrygentów, ojca magistra Dorobczyńskiego (pomysłodawca głównego koncertu chóru), dźwiękowców, operatorów kamer TVP. Doświadczyłam obecności osób z plakietką „reżyser”, bez których wszystkie te wydarzenia trwałyby tyle godzin co odpust Matki Bożej Miodnej we Wrzącej Wielkiej (dla mało bystrych – długo :p) Bardzo miłe było obcować z „gwiazdami”, które okazywały się zupełnie normalnymi osobami :) No i my, czyli cały chór i orkiestra :) Bo wiecie, my byliśmy całkiem zgraną i zabawną paczką z super pomysłami :)

Ostatnia kontrola BOR

Z Marianną piłyśmy Wasze zdrowie... Syropem Prawoślazowym!


Ania <3 na którą słów nie mam i... Jakiś Pan chciał sobie zrobić z nami zdjęcie :P

Podobno podobne :)



Kobieta o wspaniałym, Bożym sercu - Gabriela Gąsior

Ojciec Magister Dorobczyński - taki się urodził <3 






   Za szybko to minęło…

Tymczasem wróciłam do codzienności – trzeba było posprzątać w domku, ucieszyć się pozmywanymi przez męża naczyniami :) Widok uschniętych kwiatów na balkonie nie napawał optymizmem, jednak zmotywowały mnie one do bycia dobrą panią domu – nowe surfinie prezentują się pięknie :) 

Ale to nie koniec wakacyjnych wojaży! Przede mną same wspaniałe rzeczy: Westerplatte Młodych w Gródku nad Dunajcem, a następnego dnia moja dziesiąta piesza pielgrzymka :)



Bóg jest dobry!