wtorek, 28 marca 2017

KL Ogród


Wiosna. Jest przepięknie. Bardzo się jaram tą pogodą, niebem bez chmurki, kwiatami na balkonie. Widok rozwijających się pączków napawa mnie optymizmem do tego stopnia, że na 5 minut kompletnie zapominam o podwójnej sesji, nienapisanej magisterce, którą muszę oddać na wczoraj i o semestralnym egzaminie z niemieckiego.



Miss Ferreira, której jestem fanką, napisała ostatnio post o mieszkaniu na wsi. Termin wpisu idealny, bo akurat w weekend po publikacji wyjechaliśmy do mojej rodzinnej miejscowości o wdzięcznej nazwie Wrząca Wielka. To tam zagrabiałam podwórko równo „pod linijkę”, łaziłam po drzewie z Darią, sadziłam tulipany wzdłuż tui i robiłam zdjęcia z chłopakiem Piotrem w „konfesjonale”. Ogród był dla mnie z jednej strony chwilą wytchnienia i przestrzenią do rozwinięcia wyobraźni po przeczytanym „Tajemniczym ogrodzie”, ale z drugiej przekleństwem, ze względu na obowiązki. O ileż bardziej wolałam posiedzieć z dawną „Załogą Biskupa” w pokoju, niż grzebać w ziemi, słuchając mamy prawiącej o tym, jak idealny jest to wysiłek fizyczny i jak bardzo wtedy ćwiczę. No, ta, chyba siłę woli i cierpliwość :P

W konsekwencji zaczęłam fantazjować o mieszkaniu w mieście i rozmyślać o wyższości odgłosu jeżdżących samochodów nad ćwierkającą, wiejską sikorką. Już wtedy wychodziłam naprzeciw przemądrzałym malkontentom i ubezpieczałam się, że cenię wieś i zapewne będę za nią jeszcze tęsknić. „Dajcie mi jednak pożyć w klimacie metropolii”.

Przyszły studia, a wraz z nimi toruńskie spaliny, oraz mieszkanie na parterze od północy. Lubiłam swój licencjacki pokoik, ale brak słońca i ciszy zaczął mi doskwierać. Zaczęłam przemycać do Torunia ogrodowe wychowanie. Modliłam się, by sąsiedzi nie zauważyli jak sieję maciejkę pod krzakiem i rozmyślałam z kim się zakolegować, w celu wypielenia ogródka przy Martówce.

Obecnie mieszkamy w wieżowcu z widokiem na starówkę. Drzewa oglądam z góry. Mamy balkon od wschodu, na którym rozwijają się embriony kwiatów. Jestem dumna z ogrodowego dziedzictwa, jakie dała mi moja rodzina – mama nauczyła mnie dbać o porządek nie tylko wewnątrz domu, ale też wokoło. Tatę wspominam jako dzielnego rycerza walczącego z wszelkim chwastem i innymi potworami mieszkającymi na wsi. Każda z nas – trzech sióstr – odziedziczyła coś po naszych rodzicach. Przymusowe roboty ogrodowe były udręką, którą ku zdziwieniu z czasem polubiłam i przenoszę do mojego miejskiego ogródka.


Spójrz za okno i uśmiechnij się – wiosna!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz